poniedziałek, 11 lutego 2019

"Nie otwieraj oczu" ("Bird Box"), 2018, reż. Susanne Bier


Nie podoba mi się ten film. Proszę, najkrótsza recenzja świata, epitafium domorosłego krytyka filmowego, coś co chyba będzie napisane na moim nagrobku. I to nie jest tak, że nie lubię każdego filmu, który oglądam, z takim nastawieniem już dawno cała ta zabawa zbrzydła by mi i najwyżej dostałbym wrzodów. Do Bird Box (pozwolę sobie tutaj na używanie oryginalnego tytułu, polski brzmi jak tytuł questa nadawanego przez NPC-a, który chce się Ciebie pozbyć) podchodziłem optymistycznie, bo i założenie brzmi całkiem fajnie. Oto bowiem ziemię (a konkretnie na Stany Zjednoczone, bo oczywiście, że tak) zaatakowało... cóż, tutaj miała leżeć zdaje się siła filmu, ponieważ byt, który nas odwiedził jest tak tajemniczy i potężny, że samo spojrzenie wystarcza, aby oszaleć i (w większości przypadków) odebrać sobie życie. Koncept świetny, nie ukrywam, że byłem tym scenariuszem zaintrygowany, choć może w nie sięgnąłbym po tę produkcję, gdyby nie niesamowity hype, który otaczał film ze wszystkich stron. A jak mawiał Yosemite Sam, Jeśli nie możesz z nimi wygrać, to się do nich przyłącz

Zaznaczę w tym momencie, że będę spoilerował cały film, więc jeśli, drogi Czytelniku, jeszcze nie oglądałeś filmu i bardzo Ci na tym zależy, no to daj sobie spokój z tym tekstem, póki co, wolę przeprowadzać merytoryczne dyskusje, niż rozpalać niepotrzebne emocje.

Film zaczyna się dość chaotycznie, bo praktycznie od razu jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń, Sandra Bullock przedstawia dwójce dzieci proste, ale bardzo istotne w kontekście przetrwania zasady, z których jedna jest najważniejsza: nie zdejmujcie z oczu przepasek, które Wam dałam. Po wprowadzeniu zaczynamy akcję właściwą, czyli oglądamy jak doszło do tego, że Bullock w ogóle przebywa w tym pomieszczeniu z dwójką dzieci. Poznajemy innych bohaterów, ich historie i sposoby radzenia sobie z sytuacją. Oczywiście dwójka bohaterów zakochuje się w sobie i płodzą dzieci, miłość ponad rozsądek, chciałoby się powiedzieć.


Trzeba sobie jedną rzecz powiedzieć wprost. Nie ma nic złego w sztampie, o ile jest ciekawa, jest zrealizowana poprawnie i generalnie potrafi widza wciągnąć oraz pozostawić po sobie dobre wrażenie. Bird Box jest nudny, jest w nim zero dramaturgii, i mimo tego, że prostym zadaniem wydaje się podążanie tropem, który wyznaczyło już wielu twórców, to ni cholery w tym potworku suspensu. Nawet sceny, które mogły być na prawdę przerażające, padają ofiarą nieudolnego prowadzenia. Weźmy za przykład sceny, w których trójka pozostałych przy życiu postaci przebywa w łodzi, podróżując ku Ziemi Obiecanej. Jaki tu jest zmarnowany potencjał, można pisać prace magisterskie, a licencjat można by bronić 10 lat. Nie wiem, może nie potrafię dostrzec kunsztu aktorskiego Sandry Bullock, ale tam się do ciężkiej cholery nic nie dzieje. W jednej scenie jakiś szaleniec próbuje zerwać opaskę z oczu kobiety, by ta "mogła to ujrzeć". Serio, scena z przysłowiowej dupy, chyba tylko po to, żeby przerwać monotonię kolejnych scen. W dodatku kończy się tak szybko jak się zaczęła, nie pozostawia żadnego śladu na bohaterce, nie robi się ona bardziej czujna, nie jest wyczulona na kolejne dziwne odgłosy (co jest chyba motywem przewodnim tego filmu), NIC SIĘ NIE DZIEJE. 

Ktoś może powiedzieć, że się czepiam, że film jest oparty na mitologii Cthulhu, że tych bytów nie można oglądać na własne oczy, ponieważ może to wpędzić w szaleństwo, którego ludzki umysł nie pojmuje. Punktem zaczepienia są tutaj rysunki, które przynosi Gary i faktycznie coś w tym jest, rysunki przedstawiają postaci z mitologii Lovecrafta i samo doszukiwanie się podobieństw jest jedynym elementem, który w miarę ratuje Bird Box przed byciem kompletną stratą czasu. Ba, może ktoś sięgnie po prozę mistrza i znajdzie w tym swoją niszę (swoją drogą, warto poczytać o Cthulhu, świetna lektura), więc ten obraz nie jest tak całkiem beznadziejny.

Niemniej jednak, Bird Box jest rozdmuchanym produktem, który dzięki dobrej kampanii reklamowej w postaci idiotów i "Bird Box Challenge" obejrzało mnóstwo widzów. Dla mnie jednak był to czas stracony, a biorąc pod uwagę zwłaszcza to, że film trwa ponad 2 godziny, które mogłem spędzić na oglądaniu np. antologii horrorów młodych reżyserów (takich serii na Netflixie nie brakuje, o czym wkrótce), to tym bardziej jest mi szkoda. Nie polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz