piątek, 8 lipca 2016

"The Boy" (2016), reż. William Brent Bell

Zdaje się, że zacząłem jakiś nieszczęsny cykl rozczarowań, wszedłem na ścieżkę samozniszczenia przez zawiedzione oczekiwania. The Boy nie miał jakiegoś szczególnego potencjału, ot kolejny film, który w jakiś sposób spowodował ekscytację wśród tłumu. Tak swoją drogą, to kto normalny boi się lalek? No miejcie litość, to już trzeba na prawdę się postarać, żeby odczuwać jakąkolwiek, śladową nawet ilość niepokoju na widok kompletnie nieruchomego przedmiotu. Ktoś może mi zarzucić, że przecież powstają filmy o nawiedzonych domach, że to to samo, tylko na większą skalę. Litości...
Wracając do tematu, dzisiejsze dzieło zostało popełnione przez Williama Brenta Bella, którego filmografia nie dość, że nie jest nazbyt bogata, to i oscyluje gdzieś wokół bycia takim sobie średniakiem. To jest dopiero powód do obaw. Ale, ale, nie uprzedzajmy się. O czym więc jest The Boy?

Greta, młoda amerykanka, przyjmuje propozycję pracy w ogromnym domu w spokojnej, wiejskiej okolicy w Wielkiej Brytanii. Ma opiekować się dzieckiem państwa Heelshire, Brahms'em. Na miejscu Greta dowiaduje się, iż Brahms jest... lalką. Młoda kobieta otrzymuje listę zasad i plan dnia syna starszych państwa. Jak każda normalna osoba, Greta uznaje to za niegroźne dziwactwo i przyjmuje pracę. Od początku nie przestrzega zasad wyznaczonych przez Heelshire'ów (co też każda NORMALNA osoba by zrobiła...ekhm). Niedługo też zaczyna dochodzić do dziwnych wydarzeń, po których Greta zacznie się zastanawiać czy Brahms nie jest faktycznie żywym dzieckiem...
Brzmi sztampowo, ale nawet ze sztampy można coś uciułać, wystarczy odrobina cierpliwości i wyobraźni. Niestety, nawet wspaniała sceneria filmu nie uratuje przed nudą wiejącą z ekranu. Tu powraca moje pytanie z początku tekstu: No kto na prawdę boi się lalek? W filmie nie dzieje się nic, co chociaż przez chwilę zbijałoby widza z tropu. Ot, kolejny obraz o nawiedzonym przedmiocie. Ale tu, drodzy państwo, nasz reżyser wkracza z buta i rozwala nam całkowicie jakąkolwiek koncepcję. Aż żal, że nie mogę Wam zdradzić głównego twistu fabularnego, jest on jednak najzwyczajniej w świecie GŁUPI. Po prostu, czysta i niefiltrowana głupota. Ta historia mogłaby potoczyć się w zupełnie innym kierunku, można by nawet podciągnąć motyw zrozpaczonych rodziców, przecież nie raz widzi się ludzi przenoszących uczucia, które żywili do nieżyjących krewnych, na zwierzęta czy przedmioty, które się z nimi kojarzą. Pan Bell jednak stwierdził, że takie rozwiązanie mu nie pasuje i kompletnie rozwalił swój film, niestety. Najgorsze jest to, że The Boy trwa 97 minut, o co najmniej 15 za długo. Nie ma tu tajemnicy, to znaczy jest, ale całkowicie traci ona na znaczeniu na rzecz papki umysłowej. To, że nikt nie potrafi przewidzieć Twojego twistu, nie znaczy, że jest on tak genialny.
Czy The Boy miał potencjał stać się filmem wyjątkowym? Nie. Jest to rozczarowanie innego rodzaju. Zamiast przesiedzieć 90 minut przy nie najgorszej historii, przeżyłem 97 minut, gdzie podczas finałowych piętnastu zaczynałem tracić wiarę w mainstreamowy horror. Cóż, czas chyba poszukać gdzie indziej.