czwartek, 2 marca 2017

"Pociąg do Busan" ("Busanhaeng"), 2016, reż. Sang-ho Yeon

Korea Południowa to kraj, który w kinematografii jak mało który potrafi połączyć horror i dramat, czego najlepszym przykładem niech będzie Opowieść o dwóch siostrach. Nie wiem, czy to ja za każdym razem daje się złapać w tę pułapkę czy po prostu oni są w tym tak dobrzy, w każdym razie witam na pokładzie pociągu, ale uważajcie, bo do stacji docelowej daleka droga i tylko od Was zależy czy przeżyjecie. Jaką taktykę przyjmiecie, wygrają najsilniejsi czy może Ci, którzy na pierwszym miejscu stawiają dobro innych? Gdyby w jednym zdaniu podsumować motyw przewodni "Pociągu do Busan", byłbym skłonny postawić taką właśnie tezę.
Archetypy postaci są tu tak znajome, że każdy miłośnik kina grozy może z pamięci wyrecytować o co w tym wszystkim chodzi. Mamy młodego biznesmena, który karierę postawił ponad rodzinę, na czym najbardziej cierpi dziecko. Mamy mięśniaka o złotym sercu. Mamy damy w opałach, których jedynym celem jest panika i krzyki. Mamy starego biznesmena, wypranego z empatii, stawiającego na pierwszym miejscu siebie i tylko siebie, nawet kosztem innych. Mamy parę, której będzie nam bardzo żal (w tym przypadku to siostry, ich wątek jest wspaniały). Młody biznesmen w obliczu zagrożenia życia swojego i bliskich stanie się przykładem męstwa i wzorem do naśladowania, mięśniak poświęci całego siebie żeby ratować to co kocha, stary biznesmen będzie manipulantem i generalnie strasznym skurwysynem, damy w opałach.. cóż, pozostaną damami w opałach.
Po co więc oglądać? Czemu poświęcić, bagatela, dwie godziny naszego czasu, żeby zobaczyć jakiś tam koreański horror? Odpowiedź jest prosta: Jest to najbardziej niezwykły i poruszający obraz od czasu Opowieści o dwóch siostrach. Poruszamy się po kliszach i schematach, mimo to Sang-ho Yeon tak nas prowadzi, że nie zwracamy na to uwagi. Bo czy nie przejmiemy się losem Seok-woo i Soo-an, ich podróży ku pojednaniu i walce o przeżycie? Czy nie chcemy zobaczyć szczęśliwego zakończenia dla Sang-hwa i jego ciężarnej żony, Seong-kyeong? Czy siostry (IMDB mi tutaj nie pomogło, nie podam ich imion) nie zasługują na spokojne dożycie swoich ostatnich dni, razem? Jasna cholera, w życiu nie spodziewałem się, że podczas oglądania horroru łza stanie mi w oku, a jednak finałowa scena jest tak pełna dramaturgii, że nie idzie wytrzymać. Ba, takich momentów jest jeszcze kilka i za każdym razem każe nam się przemyśleć, jak my zachowalibyśmy się w takiej sytuacji.

Strasznie podoba mi się ten pomysł na zombie. Większa część filmu rozgrywa się w pociągu, gdzie nie ma miejsca na manewrowanie, przez co umarlaki nie mogą polegać na dzikim instynkcie. Postawiono tu na mieszaninę czułego słuchu i wzroku. Nie są to jednak niepokonane maszyny, gdyż w ciemności zombie nie są w stanie nic zobaczyć, co kilkukrotnie jest wykorzystane przez naszych bohaterów. W ogóle sceny gdy dokonuje się przemiana są rewelacyjne, aktorzy, których obserwujemy na prawdę pokazują porządny warsztat.
To, co w filmie urzeka najbardziej, to właśnie ludzkie portrety. Ich zachowanie w czasie apokalipsy zombie doskonale odzwierciedla ludzkie stereotypy. Jedni pomagają sobie, swoim ukochanym i każdemu kogo da się uratować, gdy inni uciekną się do manipulacji i poświęcenia jednostki do osiągnięcia własnych celów. Warto tu zwrócić uwagę na świetnie zarysowaną postać antagonisty, którym wbrew pozorom nie są zombie, i o to tu chodziło. Człowiek człowiekowi wilkiem, taką maksymę moglibyśmy przypisać Yon-Suk, staremu biznesmenowi, który najpierw domaga się królewskiego traktowania, a gdy wybucha pandemia, idzie po trupach do celu, byle tylko samemu przeżyć (czyżby ukryta metafora wyścigu szczurów?). Tym bardziej więc doceniamy poświęcenia, których dokonują nasi bohaterowie, tym bardziej kibicujemy jednej z sióstr, która dokonuje karmicznej zemsty w imię wszystkich, którzy nie zasłużyli na zły los.
Oczywiście, żeby uniknąć niedomówień, przestrzegam. Pociąg do Busan trwa bez mała dwie godziny, a podczas pierwszej akcja toczy się powoli, budowany jest świat, postaci i cała otoczka. Tak to zwykle bywa w azjatyckich produkcjach, gdzie duży nacisk położony jest na opowiadaną historię, tak było w Opowieści o dwóch siostrach, tak jest i teraz, wiem że wielu z Was to skutecznie zniechęci. Dla tych jednak, którzy wytrwają i dadzą się porwać, czeka nagroda w postaci świetnego twistu i równie świetnie opowiedzianej historii. Polecam.