wtorek, 11 lipca 2017

"Split" (2016), reż. M. Night Shyamalan

Na filmy M. Night Shyamalana czeka się jak na wystrzał w rosyjskiej ruletce. No bo raz będzie pusty magazynek ("Szósty Zmysł"), a innym razem dostaniemy strzał w łeb ("Zdarzenie"). Z jednej strony jego filmy potrafią być niedorzecznie i nieumyślnie zabawne ("Znaki"), co powoduje że nigdy nie będziemy się nudzić. I znowu, Shyamalan zaczął robić nowy film, a my obstawialiśmy, czy tym razem będzie to hit czy najemy się popcornu i pośmiejemy się do rozpuku. Aż do momentu gdy nadciągnął zwiastun. Ze stosownym tym razem ładunkiem dystansu i nabytej po drodze ostrożności, otrzymałem kolejne życiodajne dawki nadziei. Czy w końcu nadszedł czas na tryumf reżyserski człowieka, który nigdy nie przestanie dawać nam rozrywki tak dziś kinu potrzebnej?
Trzy dziewczyny (ich imiona są tak mało ważne w tej historii, że uznać należy to za dziwne) zostają pewnego dnia porwane przez... no właśnie, Dennisa/Orwella/Barry'ego? Przez ich wszystkich, bowiem porywacz cierpi na dysocjacyjne zaburzenie osobowości, w danym momencie kontrolę nad jego mózgiem (czy też "dostęp do światła" jak mawia bohater grany przez Jamesa McAvoya) przejmuje jedna z 23 osobowości. Wszystkie te persony łączy jedna rzecz, wszystkie bowiem wieszczą nadejście 24 jaźni, "Bestii", której boją się wszyscy pozostali. Rozpoczyna się gra o przetrwanie, przypominająca momentami polowanie.

Wyznacznikiem talentu aktora jest m.in. umiejętność zżycia się z graną przez siebie postacią, "wejście" w nią, przeobrażenie się i zrzucenie z siebie osobowości aktora jednocześnie. Co jeśli masz zagrać 9 postaci? Zatrudniasz McAvoya. Gość całkowicie zmiótł wszystkich pozostałych. Dostał niebywale trudne zadanie, epizodyczne wcielenie się w daną postać nie może być łatwe, tym bardziej gdy takie zmiany następują po dwa lub trzy razy w danej scenie. Opiekuńcza Patricia, 9-letni Hedwig, pedantyczny Dennis to tylko trzy z DZIEWIĘCIU odsłon młodego człowieka targanego tym niezwykle trudnym w leczeniu zaburzeniem. Jednocześnie nasuwa się myśl o tym, jak potężnym narzędziem jest ludzki mózg i jak przerażające jest to, że nie do końca możemy kontrolować jego pracę. Split, za pomocą aktora ukazuje zanik osobowości właściwej na rzecz całej sztuki teatralnej, gdzie aktorzy pojawiają się i znikają jak w kalejdoskopie. Tym bardziej na uznanie zasługuje gra aktorska McAvoya. Ktoś może powiedzieć, że to w końcu jego zawód, ja jednak powiem, że jeśli w jednym filmie wierzę w to, że aktor gra pobożną matczyną figurę, żeby za chwilę stać się małym chłopcem, i robi to tak sugestywnie jak gdyby poprzednie wcielenia nie istniały, to wtedy mówimy o pasji. Szkoda, że film reklamował się 23 wcieleniami głównego bohatera, ale rozumiem również jak niemożliwe byłoby to choćby ze względu na scenariusz i długość trwania filmu. Jak dla mnie najlepszą sceną w filmie jest jedna z ostatnich scen rozmowy z psychologiem Dr. Karen Fletcher (Betty Buckley), podczas której ujawnia się jedna z najmocniej dominujących osobowości mężczyzny. Zimne spojrzenie, które przeszywa na wskroś oraz niemal pyszna pewność siebie w głosie tworzą na prawdę niebywałą atmosferę. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo.
Dawno nie oglądałem filmu, w którym narracja jest tak dobrze prowadzona, gdzie postaci pobocznych nie ma zbyt dużo, akcja prowadzona jest dobrym tempem, a zakończenie nie rozczarowuje. Rzekłbym nawet, że takie słodko-gorzkie końcówki są wręcz pożądane przez fanów dobrego suspensu. Nie da się ukryć, że filmowi szkodzi PG-13, które wstrzymało Shyamalana przed mocniejszymi scenami, o które czasem aż się prosi, wtedy atmosfera filmu, ciężka jak cholera, dopasowała by się do efektów wizualnych. Nareszcie główna bohaterka znajduje się gdzieś po środku, nie jest nad wyraz "mądra", czyli nie znajduje wszystkich wskazówek, tak potrzebnych do odzyskania wolności, "bo scenariusz tak chciał". Nie jest też na tyle głupia, żeby wpadać w każdą pułapkę zastawianą przez swojego adwersarza. Zadanie Casey (Anna Taylor-Joy) jest o tyle trudne, że nie ma przecież do czynienia z jednym przeciwnikiem, musi więc znaleźć i wykorzystać słabości każdego z nich, zanim "Bestia" pokaże swoje pazury.
Jeśli chodzi o tę finałową osobowość, to jest w niej coś magnetycznie przerażającego, to coś nie z tego świata, jednocześnie nie sposób oderwać od tego wzrok, żeby zobaczyć czy wypełni swoją misję oczyszczania. Shyamalan fenomenalnie znalazł balans i ekranowy czas dla każdej persony, ta ostatnia zdecydowanie nie rozczarowuje, podkreślę po raz kolejny świetną grę aktorską.
I właśnie o to chodziło, tak trzeba było od początku Panie "Mnajt". Skromna obsada powoduje, że nie jesteśmy co chwilę rozpraszani, spójny scenariusz i gęsta atmosfera trzymają odpowiednio w napięciu, szkoda tylko, że nie udało się stworzyć w pełni filmu dla dorosłych, PG-13 mocno ograniczyło pewnie reżyserowi życie. Niemniej jednak Split jest świetnym filmem, dawno tak dobrze nie bawiłem się podczas seansu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz