poniedziałek, 2 listopada 2015

Po Godzinach: One Finger Death Punch (2014)

Na filmach świat się nie kończy, to dość oczywiste stwierdzenie, sam nie spędzam swoich dni na maniakalnym oglądaniu horroru (choć nie twierdzę, że nie zdarza się dzień, w którym oglądam trzy czy cztery filmy z rzędu), uwielbiam gry wideo. Czy na pececie, czy na X360, fajnie jest usiąść i spędzić trochę czasu z tym nieco bardziej interaktywnym medium. O różnicach między graniem a oglądaniem filmów poświęcono już mnóstwo tekstów i myślę, że sami moglibyście stworzyć sporą listę, oczywiście warunkując ją własnymi preferencjami. Najbardziej zadziwiają mnie takie gry, które mimo swojego minimalizmu (budżetowego, stylistycznego, dźwiękowego itd.) potrafią przyciągnąć przed ekran monitora i spowodować niespotykany dotąd opad szczęki. One Finger Death Punch to właśnie taki tytuł, ale od początku.
OFDP czerpie z najlepszych tradycji stick-figure'owych animacji, dodaje MNÓSTWO akcji, klepie milion plansz i wrzuca gracza w sam środek tego chaosu. Chaosu jednocześnie cholernie efektownego, ponieważ mimo potężnego momentami nagromadzenia przeciwników, nadal kontrolujemy sytuację, obserwując wszystkie graficzne fajerwerki, jakie przygotowało dla nas studio Silver Dollar Games. Chaos ten jest również oswojony dwoma przyciskami myszy. Tak, cały schemat sterowania sprowadza się do lewego przycisku myszy, gdy przeciwnicy nadchodzą z lewej strony naszego awatara, a także z prawego przycisku myszy, gdy przeciwnicy nadchodzą z prawej. Proste, genialne, a jak straszliwie wciąga można się przekonać tylko grając. Choć nie wypada się dziwić, w końcu animacje typu Xiaoxiao oglądało się z bananem na twarzy, podziwiając kunszt animatorów i płynność akcji. Tu jest tak samo, podlewane jest to dodatkowo bardzo efektownymi i brutalnymi zbliżeniami (można np. wybić wrogowi serce z klatki piersiowej, choć akurat na sam rodzaj animacji nie mamy żadnego wpływu, jest to taka nagroda od twórców), kilkoma rodzajami broni oraz ciekawymi znajdźkami (np. Kula śmierci).
Mając do dyspozycji dość ubogie środki gameplay'owe, Silver Dollar Games postawiło w swym produkcie na różnorodność plansz. I tak mamy zwykłe plansze zwane Mob Round, w których po prostu bijemy nadchodzących wrogów, mamy również Multi Round (4 rundy po 15 wrogów w tej samej "kombinacji", w każdej kolejnej rundzie zmienia się prędkość rozgrywki), Boss Round, Time Attack Round, plansze w których trzeba zniszczyć odpowiednią ilość elementów otoczenia, poziomy w których bronimy się przed ekwipunkiem rzucanym przez wrogie postacie, czy wreszcie takie plansze w których do dyspozycji na każdego wroga dostajemy na raz jeden sztylet lub bombę. Najlepsze rzeczy zostawiłem jednak na koniec. Trzy najbardziej epickie tryby rozgrywki w całej grze. Oto Survival Round, w której gramy tak długo, na ile starczy nam 10 "żyć" (tzn. liczby ciosów, które możemy przyjąć "na klatę"). To jeszcze nic, ponieważ dostępne są plansze w trybach Nunchaku Round i Light Sword Round. W obu tych trybach przeciwnicy kładzeni są jednym ciosem, ale to co dzieje się w tle oraz muzyka jaką słyszymy powodują niesamowity wzrost adrenaliny, zwłaszcza przy szybko nadchodzących wrogach.
I wydawać się może, że właśnie tu leży sukces One Finger Death Punch, absolutny luz w tworzeniu, prostota rozgrywki i nieprawdopodobny fun, który płynie z każdej minuty spędzonej w grze. Dodatkowo każdy poziom trwa około 3-5 minut, można więc przysiąść do tytułu, pograć chwilę ot tak, na rozgrzewkę, lub w oczekiwaniu.
Serdecznie polecam, gra kosztuje 4,99 euro i jest dostępna na Steamie oraz Xbox 360.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz