niedziela, 29 grudnia 2013

"Naznaczony" ("Insidious"), 2010, reż. James Wan

Głównym powodem, dla którego piszę ten tekst, jest niesamowity hype (zjawisko hype występuje wtedy, kiedy widownia niesamowicie nakręca się na dowolne medium, w tym przypadku film) spowodowany premierą "Naznaczonego 2". Absolutnie każdy, z kim miałem okazję rozmawiać i kto widział trailer tego filmu, ekscytował się tym, że ten horror będzie absolutnym hitem. Natomiast większość osób pytana o to, czy obejrzała część pierwszą, przecząco kiwała głową. Nie oglądałem zwiastuna, ale tylko dlatego, że nie oglądam ich w ogóle, nie lubię ich, stanowczo za dużo obiecują dając zdecydowanie za mało w końcowym rozrachunku. Normalnie nie obejrzałbym również filmu, nie lubię historii o nawiedzeniach i egzorcyzmach (patrzę na Ciebie, "Obecność"), poza tym wydaje mi się, że obecnie mamy ich przesyt i stają się one nudne (normalna oznaka czasów, weźmy lata 80. czy czasy obecne i horror azjatycki). Pozytywne wrażenie wywarł na mnie "Sinister", który jako jeden z niewielu nowych filmów potrafi nastraszyć.
Film opowiada o małżeństwie, Renai i Joshu Lambertach (odpowiednio Rose Byrne i Patrick Wilson), którzy razem z trójką dzieci (Daltonem, Fosterem i malutką Cali) wprowadzają się do nowego domu. Podczas eksploracji strychu Dalton spada z drabiny i uderza się w głowę. Następnego ranka okazuje się, że chłopiec zapadł w śpiączkę, natomiast lekarze nie mają pojęcia co z tym zrobić. Niedługo potem Renai jest świadkiem aktywności paranormalnej w domu (dziwne hałasy, tajemnicze postaci w oknach), czemu Josh nie daje wiary. Ostatecznie małżeństwo zaprasza medium, starą przyjaciółkę matki Josha, aby sprawdziła co się dzieje. To, co odkryje Elise, zmieni życie Lambertów w koszmar...
Więcej trzeba zobaczyć samemu, aczkolwiek nie ma co liczyć na sensacyjny zwrot akcji, fabuła nie odbiega prawie niczym od standardowych rozwiązań historii o nawiedzeniach, nieco nowym jest może to, że Josh odbiega od schematu przestraszonego rodzica zdanego na łaskę mediów, egzorcystów czy kogokolwiek związanego z tematem. I na tym powiewy świeżości się kończą, reszta to już schemat: sielankowy początek, początkowe nawiedzenia, intensyfikacja, medium zewnętrzne, koniec. Niech mi ktokolwiek z ręką na sercu powie, że nigdy czegoś takiego nie widział np. w "Egzorcyście" czy we wspomnianej "Obecności". Nie jest jednak złym korzystanie z utartych schematów, gorzej, jeśli nie potrafi się ich wykorzystać na swoją korzyść. James Wan niewątpliwie posiada talent do pisania historii (scenariusze do "Piły" oraz "Piły 3" doskonale to potwierdzają, ale zarówno "Martwa Cisza" jak i "Naznaczony" pokazują, że za kamerą Wan niespecjalnie wie, co robić. Podręcznik opanował na piątkę, oba te filmy cechuje przywiązanie do schematów konstrukcyjnych dla historii o duchach, jednak, żeby przestraszyć, zwłaszcza dzisiejszego widza, trzeba czegoś więcej.
I to jest główną wadą tej produkcji. Poza tym większość rzeczy jest na prawdę w porządku, można powiedzieć, że jest to podręcznikowo napisany horror, napięcie budowane jest nieźle, postaci da się lubić (choć szkoda, że pozostała dwójka rodzeństwa odgrywa tak znikomą rolę), a i zakończenie z motywem Wędrowca jest zrobione przyzwoicie i to tanim kosztem (budżet całego filmu wyniósł ok. 1,5 mln dolarów). Co do samego zakończenia, to w końcu ktoś ma odwagę, żeby skończyć swój film cliffhangerem, no ale gdy za kamerą zasiada mistrz tego typu końcówek ("Piła", ktokolwiek?), nie ma się co dziwić.

Ogólnie rzecz ujmując, "Naznaczony" z pewnością nie zasługuje na miano hitu, nie potrafi wzbić się ponad wyżyny przeciętności, całość ratuje zakończenie i nadzieja na lepszą kontynuację (co, czytując recenzje w sieci, może się nie wydarzyć). Nie skreślałbym jednak tego filmu, dajcie mu szansę i oceńcie sami. Średniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz