No i docieramy do końca, trzecia część trylogii Cloverfield. Nadal, chcę Was przekonać do tego, że mamy do czynienia z całkiem sprawnie przemyślaną trylogią, zakończoną właśnie w tym miejscu, w kosmosie, w poszukiwaniu nowego, lepszego dla nas życia. Na Ziemi toczy się wojna, brakuje zasobów, zwłaszcza tych energetycznych, bez których ludzkość nie przetrwa. Dzielna załoga statku kosmicznego, który ma dać nadzieję, testuje cząsteczkę Sheparda (ciekawym będzie tu skojarzenie z Mass Effect i jeśli chodzi o fatalizm sytuacji, bohaterowie znajdują się w podobnym położeniu, chociaż skala wydaje się dużo mniejsza), która może pozwolić na uratowanie ludzkości w czasie trwającego na Ziemi kryzysu energetycznego. Eksperyment prowadzony przez naszą załogę udaje się, poniekąd. W każdym razie postacie dostają się do alternatywnej wersji naszego wszechświata i naszej planety (wszechświat równoległy), znajdują również kobietę, która brała udział w bliźniaczej misji w alternatywnym wymiarze. Ekipa musi wrócić więc na "swoją" Ziemię, nie będzie jednak to tak łatwe, jak przypuszczali, nie tylko ze względów technologicznych.
Otóż, alternatywny wszechświat to także alternatywne wersje życia naszych bohaterów, takie w których do pewnych tragicznych wydarzeń po prostu nie doszło, w których życie ułożyło się zupełnie inaczej niż "w domu". Zaprezentowany został tu bardzo ciekawy i w moim odczuciu nieco pomijany wątek podróży między wymiarami. Psychologiczny aspekt ekranowych wydarzeń jest dość istotnym motorem napędowym całej fabuły. No właśnie, tylko wszystko idzie tu dość przewidywalnym torem, oczywistym bowiem jest, że przynajmniej jedna osoba z grupy będzie chciała zostać w tej alternatywnej rzeczywistości, nie może bowiem pogodzić się ze śmiercią swoich najbliższych w wyniku własnych błędów. Cała konstrukcja filmu momentami nawet prezentuje się jako taki standardowy slasher, no bo szóstka bohaterów na zamkniętej przestrzeni ma za zadanie przetrwać, brzmi jak Jason X :P No ale nie wybiegajmy już z tymi teoriami, choć powiązanie z całą trylogią Cloverfield wydaje się dość oczywiste i pozostawia wyobraźni wolne pole do hulanek i swawoli. Można to robić nawet w trakcie oglądania, ponieważ sam film nie jest już aż taki ciekawy.
Przede wszystkim film trochę się ciągnie, nie dzieje się aż tak wiele interesujących rzeczy, przynajmniej nie na tyle, żeby widza konkretnie wciągnąć w świat przedstawiony nam na ekranie. Po drugie, mało w tym wszystkim klimatu Cloverfield, a przede wszystkim 10 Cloverfield Lane. Sam ostatni kadr filmu, a także zjawiska paranormalne, których doświadcza załoga statku, nie są w stanie zrekompensować faktu, iż mamy do czynienia z dość przeciętnym horrorem sci-fi, w którym wyróżniającą się postacią jest comedy relief. Same momenty komediowe wydają się momentami wymuszone, choć nie ukrywam, że nawiązanie do Rączki z Rodziny Addamsów wywołało uśmiech na mojej twarzy, Ash z Martwego Zła również by się uśmiał (no, on może akurat niekoniecznie). Jest to po prostu kolejny film wyprodukowany przez Netflixa w momencie, gdy jeszcze nie bardzo wiedzą, jak się zabierać za to rzemiosło. I choć nie brakuje utalentowanych ludzi w obsadzie, tak mam poczucie niespełnionego obowiązku i deadline'u czyhającego na ekipę produkcyjną. Jedno za to się udało: dzięki Cloverfiled Paradox bardzo chciałbym obejrzeć film, którzy poszerzy to arcyciekawe uniwersum, 10 Cloverfield Lane, choć nie pozbawiony wad, pokazał że da się zrobić fajny thriller psychologiczny i połączyć go z kaiju movies. Well, here's to hoping, I guess.
Warto obejrzeć Cloverfield Paradox, ale nie obiecujcie sobie za wiele, a nie będziecie zaskoczeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz