Oglądając Czarne Lustro i żyjąc w czasach obecnych nie sposób nie ulec wrażeniu, że serial ten bardzo często albo znalazł albo zaczyna znajdować odzwierciedlenie w rzeczywistości. Czy triumf technologii nad humanitarnością czy też całkowite oddanie się bożkowi Internetu. Ba, samemu zdarza mi się czas wolny spędzić na Youtube, gdy jestem w domu i niespecjalnie chce mi się cokolwiek robić. Podczas pisania tekstów związanych z Czarnym Lustrem zawsze staram się zwrócić uwagę na to, w jaki sposób tematyka danego odcinka może nas dotknąć i jak moglibyśmy się w takiej sytuacji zachować. Sukces serialu polega m.in. na tym, że pobudza on w dość prowokacyjny sposób nasze mózgi do działania, do przewartościowania pewnych spraw, co prowadzi do swego rodzaju rachunku sumienia. W tym epizodzie cały aspekt technologiczny jest przesunięty nieco na drugi plan, prawie nie ma rzeczy, które skojarzyłyby nam się natychmiast z science-fiction, a sceneria która wygląda nieco na post-apokaliptyczną jest tylko teatrem, a my jako publiczność zmuszeni jesteśmy do refleksji.
Bowiem jak często jest tak, że tylko pasywnie, z kamerą naszego smartfona w ręku, uczestniczymy w danym wydarzeniu (niezależnie od wydźwięku)? Bardzo często widzimy ludzi, którzy biernie przyglądają się tylko zamiast działać, czekając na bohatera aby móc taką chwilę uwiecznić. W sytuacjach gdy nas spotyka jakaś krzywda, nie chcemy żeby ktoś nas filmował, raczej oczekujemy w takich sytuacjach pomocy. Victoria Skillane, bohaterka tego odcinka, budzi się w nieznanym sobie domu, z bólem głowy, zabandażowanym rękami i rozsypanymi na podłodze pigułkami. Na telewizorze, który ma przed sobą, wyświetla się jedynie jakiś dziwny symbol, kobieta nie pamięta co się wydarzyło przed wybudzeniem. Wychodząc na zewnątrz spotyka Jem, która wyjaśnia Victorii, że sygnał emitowany jest z nadajnika "White Bear". Tenże sygnał zamienił innych ludzi w widzów, którzy w żaden sposób nie komunikują się z kobietą, jedynie obserwują i nagrywają. W międzyczasie na kobiety poluje grupa łowców, którzy mają za zadanie zabić tych, których sygnał nie zmienił. Victoria musi dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim przetrwać.
Do pewnego momentu odcinka Victoria pozostaje bezimienna, nie wiemy kim jest, skąd pochodzi i co uczyniono, aby kobieta znalazła się w tej sytuacji. Dość interesujący zabieg, ponieważ jeśli nie znamy historii osoby, łatwiej jest nam się z nią utożsamić, koncept czystej karty, "tabula rasa", działa tutaj tak, że bardziej empatycznie patrzymy na naszą bohaterkę. Zarówno z powodu sympatii do Victorii, jak i z czystej ciekawości tego kto za tym wszystkim stoi, chcemy aby wszystko się powiodło, nie kibicujemy ekipie, która stara się zabić ku uciesze widowni. Zamknięte drzwi często jednak kryją niewygodną prawdę, i nie inaczej jest tutaj, w interesującym twiście okazuje się, że.. Zresztą jeśli widzieliście którykolwiek odcinek Czarnego Lustra to wiecie, że wszyscy skrywamy jakieś tajemnice i boimy się ich odkrycia (jest jeden genialny odcinek w trzecim sezonie, ale o tym jeszcze porozmawiamy).
Drugi odcinek drugiego sezonu serialu trzyma poziom, może nie jest on tak dosłowny i wciskający w fotel, jak niektóre z uprzednio prezentowanych, ale wymusza na widzach pewną refleksję dotyczącą nas samych. Jak zawsze wbijana jest nam mała szpileczka, bo czy po trochu nie zamieniamy się w takich bezwolnych obserwatorów? Ba, widzów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz