sobota, 28 grudnia 2013
"Stitches" (2012), reż. Conor McMahon
Brytyjskie gore miałem okazję gościć przy okazji recenzji "Inbred" (TUTAJ). W tamtym filmie zręcznie zmieszano brutalną przemoc z niesamowitym brytyjskim humorem. Niedawno w moje ręce trafił kolejny obraz z tego nurtu, "Stitches", w którym główną rolę gra brytyjski komik, Ross Noble. Z reguły nie jestem dobrze nastawiony do filmów kręconych przez komików, ponieważ myślą oni, że jeżeli w stand-upie im wychodzi, to przecież nie ma nic prostszego niż przeniesienie tego humoru na taśmę filmową. Cóż, klapy "Rovera Dangerfielda" oraz większości filmów z Robinem Williamsem pokazują, że nie jest to takie proste, jak by mogło się z początku wydawać. Nurkując w czarną komedię z elementami gore Ross Noble postawił poprzeczkę jeszcze wyżej, ponieważ jego zadaniem było rozbawić publiczność pokazując jednocześnie brutalność mordercy, w dodatku przebranego za klauna. I muszę przyznać, udało mu się.
Stitches jest klaunem zarabiającym na alkohol i narkotyki poprzez zabawianie dzieci na przyjęciach urodzinowych. Powiedzieć, że nie lubi swojej pracy, byłoby zbyt delikatne, dlatego właśnie wykonuje swoją pracę na tyle niechlujnie, na ile tylko da radę. Nie podoba się to dzieciom na urodzinach Toma (Tommy Knight), czemu dają wyraz wycinając klaunowi różne psikusy. Jeden z nich kończy się tragicznie, klaun ginie (w okolicznościach niezwykle groteskowych i przezabawnych jednocześnie), przez co Tom panicznie boi się klaunów. Lata później, gdy Tom przełamuje strach i wyprawia urodzinową imprezę, Stitches powraca do życia, żeby mścić się na tych, którzy przyczynili się do jego śmierci...
Gore przybiera różne formy, od początku jego istnienia ten odłam horroru był traktowany jako próba przełamania pewnych tabu panujących w kinie lub jako nowa forma pokazania przemocy, która w kinie, a zwłaszcza w horrorze, była obecna od zawsze. Połączenie tego z komedią ma dwojaki cel: z jednej strony złagodzenie strachu poprzez śmiech, ale warto też zauważyć, że gdy śmiejemy się oglądając przemoc w jakiejkolwiek formie, zaczyna to wywoływać w nas pewien dyskomfort, poczucie, że coś tu jest nie tak. W "Stitches" idziemy pierwszą ścieżką, przyczyna wszelakich zachowań jest absurdalna, klaun powracający do życia, żeby się mścić. W końcu niewielu jest na świecie ludzi, którzy baliby się tych wesołych, wiecznie nas rozbawiających osobników (no, chyba, że przeczytali "To" Kinga), stąd też dziwnie patrzy się na klauna mordującego nastolatków. Jednocześnie film doskonale wpisuje się w formułę slasherów, stereotypowi do bólu nastolatkowie na imprezie, zemsta zza grobu (Piątek Trzynastego, Koszmar z Ulicy Wiązów), seks, alkohol itd. itp. Na szczęście film nie próbuje czarować wymyślnymi środkami artystycznymi, od początku jest śmiesznie, brutalnie, tak po brytyjsku. Sceny morderstw są groteskowe, wystarczy przytoczyć jedną, podczas której Stitches pokazuje wariację sztuczki z wyciąganiem królika z kapelusza zamieniając ów kapelusz na... przełyk jednego z nastolatków. Nie byłoby w tym może nic zabawnego, na szczęście sytuację ratują komentarze klauna, przydaje się tu doświadczenie sceniczne Noble'a ("You must have hair (w wymowie hare- zając) in your throat" jest doskonałym przykładem humoru w filmie).
Nie warto wspominać o oczywistych wadach filmu, najdziwniejszy jest dla mnie cały ten kult klaunów, którzy przechowują dusze (?) swoich towarzyszy w jajkach. Ogółem obraz wygląda nieźle, dialogi są typowe dla slasherów, ale w tego typu filmie to akurat jakoś uchodzi. Polecam "Stitches" każdemu, kto szuka odskoczni od mainstreamowego kina i jednocześnie chce się dobrze bawić, patrząc jak klaun-morderca wyrywa komuś wnętrzności, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Polecam
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz