niedziela, 13 grudnia 2015

"American Horror Story" (2011-), reż. Brad Falchuk, Ryan Murphy, sezon drugi, "Asylum"

Całe szczęście, że pierwszy sezon "American Horror Story" okazał się sukcesem. Inaczej nie otrzymalibyśmy "Asylum", czyli bez wątpienia najlepszego sezonu tego uznanego serialu. Z "AHS" jest jednak jak z piwem w puszce, wszystko jest w porządku aż do ostatnich łyków, gdy w gardło wlewa nam się substancja, którą litościwie nazywamy spirytusem. Z tym serialem jest podobnie, pierwsze odcinki przynoszą zachwyt, zainteresowanie, a potem raczą nas kaszaną lotów najniższych. Jak to jest w drugim sezonie? Zapraszam i jednocześnie ostrzegam, iż mimo, że postaram się unikać spoilerów, to nie mogę nic obiecać, dla dobra tekstu i pełnego zrozumienia sprawy.

Pierwsze cztery odcinki tak na prawdę służą wprowadzeniu postaci, zawiązaniu akcji i pokazaniu nam scenerii. Cholernie niepokojącej i zachodzącej za skórę scenerii. Któż bowiem śmie wątpić, że szpital psychiatryczny (rzecz jasna w odpowiednich rękach) to najlepsze miejsce na film/serial grozy? Każdy zakątek to mroczna otchłań, nigdy nie wiadomo co jest prawdziwe, a co jedynie gra w naszej wyobraźni, czy morderca z siekierą w dłoni nie jest tak na prawdę lekarzem z kartą pacjenta w ręku. Jednocześnie każdy pacjent to osobna historia, nie zawsze tak prosta, jak "no wziął i zwariował", czasem jest dużo ciekawej (oczywiście z perspektywy miłośnika grozy). I tak jest tym razem, do szpitala trafiają odpowiednio: młody człowiek, który zostaje uznany za szalonego i winnego morderstwa swojej żony, nikt nie wierzy jego teorii o porwaniu przez obcych (w tej roli znany z poprzedniego sezonu Evan Peters); reporterka, która za wszelką cenę pragnie dotrzeć do odkrycia prawdy na temat młodzieńca (Sarah Paulson); pacjentka podająca się za Annę Frank, która pragnie raz na zawsze zdemaskować doktora Adlera (James Cromwell). A skoro jesteśmy przy pracownikach zakładu, zacznijmy od tej jedynej, bez której ten sezon nie miałby tego pazura, unikatowej siostry Jude (w tej roli znakomita i niezastąpiona Jessica Lange). Demoniczna i bezwzględna, w pewnym momencie jednak zagubiona, bezbronna i skazana na pomoc swoich wrogów, czyli pacjentów. Już teraz napiszę, że Jessica Lange jest wspaniała na każdym z tych biegunów aktorskich. Mało jest postaci filmowych, które można pokochać za bycie tak złymi osobami, jednocześnie których w pewnym momencie robi się nam po prostu szkoda. Genialna kreacja, dorównana może tylko w trzecim sezonie, o którym niedługo. Mamy także księdza Timothy'ego Howarda, który od początku wydaje się być przytłoczony czyimś wpływem i niejedno ma i będzie miał na sumieniu. Jest również wspomniany doktor Arden, lekarz, który na boku prowadzi niezwykle "interesującą" praktykę, której pochodzenie pragnie zdemaskować ww. Anna Frank. Początkowe drugie skrzypce gra w szpitalu siostra Mary Eunice McKee, grana przez Lily Rabe. Jej urocze usposobienie oraz wrodzona skromność i uwielbienie dla siostry Jude zmieniają się w połowie sezonu, gdy odwiedza ją pewien gość..
Dość powiedzieć, że gra aktorska stoi tu na okropnie wysokim poziomie. Myślę nawet, że gdyby zestawić wszystkie seriale grozy sezon po sezonie, to właśnie drugi sezon "AHS" wygrałby pod tym względem. Wszystko tutaj iskrzy, chemia między aktorami działa na korzyść widza, który jak w czarną dziurę wpada w tryby machiny fabularnej. Chapeau bas, proszę państwa
Moją ulubioną postacią w całym sezonie jest Shachath, grana przez Frances Conroy. shachath oznacza "niszczyć i rujnować", w "Asylum" jest aniołem śmierci, który odsyła ludzi na tamten świat dając im ostatni pocałunek, śmiertelny pocałunek. Niewątpliwie Shachath jest postacią tragiczną i taki nastrój panuje podczas każdej jej obecności na ekranie. Jednocześnie nie sposób nie znaleźć w niej czegoś urzekającego, mistycznego, czegoś co przyciągnie i pozwoli współczuć. Frances Conroy nie pojawia się w "Asylum" zbyt często, za to każde jej wejście zapiera dech w piersiach.
Ciągle tylko chwalę i chwalę, no to zapytacie przekornie, "Gdzie ten spirytus?". Proszę bardzo, fabuła nie trzyma się kupy, a ostatnich trzech odcinków nie da się racjonalnie wyjaśnić w żaden sposób, dodam tylko, że historia z Obcymi okazuje się prawdą. Tak było. Eh.. Tak czy inaczej zaczynają wplatać się wątki dramatyczne, bardzo skutecznie rujnujące cały nastrój, przez co końcówka sezonu zamienia się w niestrawną papkę, której nawet wspaniała obsada nie przełknie. I tak na prawdę to wystarczy, żeby zasmakować goryczy. Sezon jest wspaniały, scenografia, muzyka, gra aktorska, wszystko na absolutnie najwyższym poziomie, gdyby tylko panowie Falchuk i Murphy wykazali trochę więcej konsekwencji, mielibyśmy do czynienia z arcydziełem.
Czy warto polecić "AHS: Asylum"? Oczywiście, nie stracicie czasu poświęconego na ten 13-odcinkowy sezon pełen atmosfery niepokoju, zaszczucia i zagubienia, pewnej dawki beznadziei jak i przypomnieniu, że Śmierć czeka na nas wszystkich. Cierpliwie. Serdecznie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz