piątek, 28 listopada 2014
"Resident Evil: Damnation" (2012), reż. Makoto Kamiya
TEKST MOŻE ZAWIERAĆ ŚLADOWE ILOŚCI NAWIĄZAŃ DO SERII GIER RESIDENT EVIL. BĘDĘ STARAŁ SIĘ TŁUMACZYĆ ILE SIĘ DA, ACZKOLWIEK NIE WSZYSTKO DAM RADĘ POWIEDZIEĆ, W ZWIĄZKU Z CZYM ZACHĘCAM WAS DO POCZYTANIA O RE, ZWŁASZCZA OD CZĘŚCI CZWARTEJ, BĘDZIE TO NA PRAWDĘ CIEKAWA LEKTURA
Resident Evil to bez wątpienia jedna z najbardziej zasłużonych marek w świecie horroru w grach komputerowych. Jako pierwsza połączyła elementy survival horroru z wartką i niemal nieprzerwaną akcją. Z filmami bywa, delikatnie mówiąc, różnie. O ile pierwszy RE był znośny, to kolejne były "popisami kreatywności twórczej" Paula W.S. Andersona i jego żony, Mili Jovovich (czy muszę dodawać, że Mila gra w filmach główną bohaterkę, teraz to już chyba podobną do Neo z Matrixa z tymi wszystkimi klonami i supermocami, Jill?). Im dalej w las, tym gorzej, a im gorzej, tym więcej bullet time'u, który przejadł się już dawno i dziś praktycznie oznacza brak pomysłów na realizację scenariusza, który w filmach brnie w oparach absurdu, próbując pozbierać do kupy to, co kiedyś było skryptem. Iskierką nadziei był Resident Evil: Degeneration, zrealizowany przez Capcom przy pomocy CGI (Computer Graphical Interface- krótko mówiąc, wszelkiego rodzaju efekty komputerowe, czasem robi się z tego pełnometrażowe produkcje) przyzwoity film, który dał fanom gier to, czego oczekiwali po filmach: w miarę prostego (powiedzmy sobie szczerze, RE:D nie jest mistrzostwem scenopisarstwa) scenariusza i wartkiej akcji z ulubionymi bohaterami w tle. Jasne, niektóre wątki średnio do siebie pasowały, niemniej jednak nie było rozczarowania. W 2012 roku Capcom przy pomocy Sony dało nam drugi film pokazując jednocześnie, że kto jak kto, ale oni wiedzą o co chodzi.
Fabuła jest prosta: Leon Kennedy (stały bywalec serii) znajduje się w środku fikcyjnego państwa we wschodniej Europie w celu znalezienia prawdy na temat rzekomego użycia BOW-ów (B.O.W- Biological Organic Weapons, w skrócie chodzi o kontrolę Lickerów i ludzi zmienionych w zombie przy pomocy Plagi, elementu fabuły który początek swój ma w RE4) w wojnie domowej, która dotknęła ten region. Mimo rozkazów wycofania, Leon za wszelką cenę chce odkryć, co się dzieje i wkracza w sam środek pola bitwy..
Historia niezbyt skomplikowana, przebiega wokół utartego scenariusza pełnego cliche i dość oczywistych zwrotów akcji. Nie jest to jednak zła rzecz, ponieważ film przez 100 minut nie zwalnia akcji prawie w ogóle. A tam gdzie zwalnia, mamy dosyć mocne sceny, w których dawni towarzysze w obliczu przemiany w zombie muszą dokonać jedynej słusznej rzeczy: strzelić (z drugiej strony takie momenty powtarzają się ledwo dwa, może trzy razy, więc nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić, niemniej jednak mnie osobiście te sceny się podobały). A tam gdzie wkraczała akcja, WOW, tam się działo. Należy zacząć od animacji, która jest kapitalna i udowadnia, że Capcom i Sony znają się na swojej robocie, polecam obejrzeć film co najmniej w rozdzielczości 720p, to daje pełen obraz, jak świetną pracę wykonały oba studia. Oczy musicie mieć ciągle na ekranie, żeby nie przegapić kolejnych scen, niemal galopujących przez ekran. Nie mogę przestać rozpływać się nad tym, co zobaczyłem, chociaż niespecjalnie przypadł mi do gustu fan-service w postaci Ady Wong (sama Ada jest ok, zadziorna i pewna siebie, ale Japończycy, choć subtelnie, nie uciekają od sugestywnych ujęć), to jednak jestem w stanie wybaczyć. Leon i Ada co chwilę rzucają one-linerami przypominającymi złote lata filmów akcji, zwłaszcza "Szklaną Pułapkę", reszta bohaterów, choć stereotypowa do bólu, też daje radę, nikt nie odstaje, duży plus.
Największe wrażenie robią bez wątpienia potwory, choć mogłoby ich być troszkę więcej. Mamy zombie Plagi (w zasadzie są to ludzie kontrolowani przez pasożyta nazwanego Plaga), Lickery i trzy Tyranty, w liczbie ubogo, jednak zwłaszcza dwa ostatnie potwory nadrabiają jakościowo. Lickery są szybkie i niesamowicie niebezpieczne ze swoimi pazurami zdolnymi przedrzeć się przez niemal każdą powierzchnię, Tyranty natomiast to nieprawdopodobnie silnie i zwinne jednostki, dodatkowo mogące transformować się w prawdziwe monstra, niepowstrzymane maszyny śmierci (ani Leon ani jego towarzysz, Buddy, nie są w stanie zatrzymać ich mimo kontroli nad Lickerami). Sama finałowa sekwencja to kulminacja doskonałej animacji i wartkiej akcji, warto to zobaczyć żeby samemu się przekonać.
Słówko o ludziach, którzy nagrywali głosy na potrzeby filmu. Wykonali bardzo dobrą robotę, nawet Ci, którzy grali Słowian, spisali się dobrze. Niczego nie brakuje, wszystko jest na swoim miejscu i dobrze się tego słucha. Tak samo jest ze ścieżką dźwiękową, która idealnie wpasowuje się w rytm filmu, może się podobać.
Podszedłem do tego filmu z tymi samymi oczekiwaniami co do Degeneracji i się nie zawiodłem. Otrzymałem świetną rozrywkę w postaci szybkiej i wspaniale zaprezentowanej akcji, fabuły nie dającej wiele do myślenia oraz bohaterów, którzy wpasowali się w konwencję. Jednym słowem, otrzymałem tego, czego mogłem oczekiwać po filmie RE po latach grania w gry ze stajni Capcomu. Polecam, warto zakosztować takiej dawki adrenaliny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz