piątek, 5 sierpnia 2016

Angry Birds Film (2016)

Ja wiem, to nie mój gatunek, nie moja półka. Ale tak jak w przypadku Holy Motors uznałem, że warto o czymś takim chwilę porozmawiać. Tylko, że problem w przypadku Angry Birds problemem nie jest wartość artystyczna czy edukacyjna, tylko pytanie które zadaje sobie widz po seansie. To znaczy, "Dlaczego ten film w ogóle powstał?". I nie jest to złe pytanie, bo nie dość, że na taką animację to jest ze cztery albo i pięć lat za późno, to w dodatku jeśli to ma promować (raczej wskrzesić) markę, to radziłbym bardziej przyłożyć się do następnego zebrania zarządu. Najgorsze jednak jest to, że film nie jest zły. Nie zrozumcie mnie źle, dobry to on nie jest w żadnym wypadku, ten obraz po prostu... jest. I nic więcej nie da się o tym powiedzieć, więc po co o tym pisać? Ku przestrodze.
Czerwony (jedyna postać w filmie, która nie ma normalnego imienia) ma problemy z kontrolowaniem gniewu (można więc powiedzieć, że jest.. Wściekłym Ptakiem. Huh? Nieźle, nie?), jest wyrzutkiem i generalnie niezbyt lubianym gościem. Po kolejnym wybryku (czy ważne jakim? Nie, musimy po prostu poznać resztę "ekipy") trafia na terapię, gdzie spotyka Chucka (tego żółtego, gość ma ADHD i dawno już przestało to być zabawne), Bombę (nierozgarnięty brutal, i jak w grze mamy czarnego ptaka, który wybucha, to robi to samo.. tylko że nie zawsze... i nie na życzenie... i jak się stresuje to mu się umiejętności blokują) oraz Leonarda (tego wielkiego czerwonego, który... jest wielki... i czerwony...). Po pewnym czasie na ptasią wyspę przybywają świnie. Ich król (którego imienia nie pamięta nikt, no bo tak szczerze mówiąc po co) pragnie nawiązać przyjaźń z ptakami, więc zaczynają z nimi ostro balować. Ptaki nie wiedzą jednak, że zielone świnie przybyły, aby ukraść im jaja i je zjeść. Gdy jaja zostają porwane, to w rękach trzech naszych herosów spoczywa zadanie ich odzyskania. Czy pomoże im legendarny Potężny Orzeł?

Pal sześć fabułę, bo nie reprezentuje ona nic nowego, nawet się o to nie stara. To jak najbardziej typowa opowieść "od zera do bohatera", tu nie ma o czym mówić. Zastanawia mnie natomiast fakt, po co ten film powstał. Miejcie na uwadze fakt, że Angry Birds to gra, przy której spędza się najwyżej 15 minut na toalecie, w poczekalni czy tramwaju. Raczej, spędzało, bo szczyt popularności produkt studia Rovio zdążył już dawno przegapić. W filmie dzieje się mnóstwo. To znaczy, jest dużo ruchu, tak, w tym sensie. Jest to typowa papka dla małych dzieci, które i tak nie zrozumiałyby zawiłości fabularnych, więc starać specjalnie się nie trzeba. I to właśnie popchnęło mnie do zastanowienia się nad sensem egzystencji takiego dzieła w tak bogatej historii gatunku.
I jasne, możecie powiedzieć "no jak to tak, dorosły chłop ocenia film dla dzieci? Oj, nieładnie". I poniekąd macie rację, aczkolwiek strasznie nie lubię, gdy z tak popularnej marki robi się papkę dla dzieci. Angry Birds po tym filmie nie wróci w glorii i chwale na nasze smartfony, ściany na facebook'u czy komputery osobiste. Najlepiej, jeśli następnym razem państwo w Rovio przemyślą na poważnie swoją strategię marketingową. Nie płaćcie za możliwość obejrzenia tego obrazu, będziecie zdrowsi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz