Na początku chciałbym zaznaczyć, iż także jestem głęboko zażenowany hasłami na tym plakacie.. "Taką rzeźnią jeszcze nie jechałeś", geez... Tak czy inaczej, lubię gdy horror nie stara się na siłę opowiedzieć jakiejś wysublimowanej historii, wprowadzić widza w labirynty scenariusza, czy też zrobić z jego mózgu papkę (nomen omen). Gdy film łapie Cię za rączkę i prowadzi do finału bez przeszkód, można wygodnie zasiąść w fotelu i po prostu obejrzeć dobry slasher. "Nocny pociąg z mięsem" wprawdzie wali na koniec obuchem przez łeb, ale do tego jeszcze dojdziemy. Młody, aczkolwiek nie najgorzej radzący sobie w branży Ryuhei Kitamura wziął bardzo fajną obsadę (Vinnie Jones, Bradley Cooper) i zrobił właśnie taki sobie niezbyt skomplikowany film. O czym?
Leon jest fotografem próbującym uchwycić "serce" miasta, czyli nie to co widuje się na pocztówkach, a zwykłe, szare życie szarych ludzi w szarych murach. Nie wystarcza to jednak, aby ująć bardziej znanych fotografów, w tym Susan Hoff, która prosi Leona, aby ten "poprawił jakość swoich zdjęć", mając na myśli uchwycenie bardziej mrocznych ludzkich aktywności. Udaje mu się to już pierwszej nocy, gdy śledzi grupkę, jak się okazuje, przestępców, którzy napadają młodą kobietę w metrze. Całkiem sprytnym fortelem udaje mu się uratować damę w opałach, która może wsiąść do swojego pociągu. Nazajutrz okazuje się, że kobieta zaginęła bez śladu. Leon łączy owo zaginięcie z osobą Mahogany'ego, rzeźnika, który codziennie czeka na ostatni kursujący pociąg metra. Obsesja, której nabawił się Leon, prowadzi go do prawdy, mrocznej i brutalnej... W założeniu fajnie i trzeba przyznać, że Kitamura przez 90% filmu dzielnie trzyma się pierwotnego założenia. Wszystkie wątki zazębiają się ładnie, odkrywamy nowe fakty w sprawie, którą Leon się zajmuje, jednocześnie będąc świadkami co raz większej obsesji, na którą zdaje się cierpieć nasz bohater. Jednocześnie warto tu zaznaczyć, że reżyser odszedł tu nieco od schematu np. w rolę ofiar wcielił tu przypadkowe osoby, nie te, które poznajemy w czasie seansu. Nie ma tu więc stereotypów slasherowych, a fabuła może swobodnie kręcić się wokół trzech głównych postaci. Powiedziałbym dwóch, aczkolwiek Maya zaczyna być nieco ważniejsza gdzieś pod koniec filmu. Generalnie jest nieźle, ale mam jedno OGROMNE zastrzeżenie. Zakończenie i wyjaśnienie motywów postępowania psychopaty jest tak pokrętne i wyciągnięte z rękawa, że aż szkoda tak fajnego seansu. Nie znam nikogo, kto nie złapałby się za głowę słysząc słowa pracodawcy Mahogany'ego. Tutaj film strzela sobie w stopę, a wydaje mi się, że nie trzeba by dużo, aby zmienić scenariusz i wprowadzić trochę logiki w wydarzenia ekranowe. Słówko uznania dla pary głównych aktorów, bo zarówno Bradley Cooper, jak i Vinnie Jones świetnie zagrali swoje postaci. Niby należało się tego spodziewać po aktorach takiego kalibru, jednak miło widzieć zaangażowanie w wypełnianą pracę. Natomiast trzydzieści biczów temu, kto odpowiada za te paskudne efekty 3D. Widać, pod jakie kino robiony był ten film, jednak nie zmienia to faktu, że na "Nocny pociąg z mięsem" czasem aż nie chce się patrzeć. I to właśnie nie z powodu przesadnej przemocy (ba, rzekłbym nawet, że jak na slasher jest całkiem grzecznie), a z powodu tych absolutnie gównianych efektów. A są sceny gdzie Kitamura potrafi się bez tego obejść, innym jednak razem po oczach wali nam "efekt" 3D (podczas gdy na prawdę to leniwa wymówka na brak kreatywności i niechęć pracy przy efektach praktycznych). Może właśnie dlatego oceny dla tego obrazu są stosunkowo niskie (około 6.2/10 na IMDB). A może dlatego, że "Nocny pociąg z mięsem" to jazda fajna, ale jednorazowa. Nie zostawia nic w pamięci, może poza Mahoganym, cisi mordercy w slasherach zawsze mają u mnie plus, mniej gadania, a więcej roboty, brawo. Poza tym obraz Ryuhei Kitamury poleciłbym dla seansu ze znajomymi, gdzie stracimy niewiele nasłuchując komentarzy rozochoconej publiczności. Obserwujcie główne postacie, delektujcie się przemocą, czasu nie stracicie. Polecam.